
Co zupełnie zrozumiałe, Runge poczuł coś więcej niż tylko irytację, gdy po raz kolejny zawiadujący laboratorium Drugi wykazał się kompletnym brakiem rozsądku. Odkąd Złoty Zaklinacz przebywał w Auxilium, stykał się tylko z przejawami rażących braków w wiedzy i kompetencji. A był to przecież ośrodek powstały między innymi po to, by skuteczniej toczyć walkę z Pierwszymi. Mężczyzna jednak nie okazał swych prawdziwych uczuć, mądrze uznając, że nie warto tracić czasu, gdy w zapieczętowanym rytuałem obronnym gabinecie odbywa się jakieś niebezpieczne zjawisko. Nie omieszkał jednak wyrazić krytycznej uwagi na temat zachowania magusów, którzy wiedli go niczym owcę na ołtarz ofiarny, a wcześniej jeszcze rzucili zaklęcie, niepotrzebnie korzystając z mocy i nie przejmując się, iż mogą zaburzyć tym samym bilans magiczny. Rozmowny wcześniej Drugi bełkotał tylko coś bez ładu i składu, pospiesznie próbując wymyślić jakieś wiarygodne kłamstwo, które ukryłoby jego niewiedzę i tchórzostwo. Nic takiego jednak nie powstało, a objęty zaklęciem zaufania Egzarcha postanowił przerwać owo niezręczne milczenie. Popierał przy tym Drugich, a przynajmniej próbował ich jakoś usprawiedliwić.
— Panie, nie miejcie im za złe ich nieroztropności. Wszak Fue objął to stanowisko niedawno, nie chciał kłopotać co bardziej doświadczonych magów. I chociaż jego zaniedbanie jest okropne, nie wynika chyba ze złej woli, a... — z głupoty i braku odpowiednich zdolności, powinien był dodać, jednak urwał, nie chcąc narażać się nieopierzonemu kierownikowi. Tak czy siak, chociaż wypowiedź mężczyzny o kobiecej urodzie tłumaczyła nieporadność Drugiego, nawet ona nie mogła usprawiedliwić jego karygodnych błędów.
W końcu Vamir postanowił ruszyć naprzeciw przeznaczeniu. W przeciwieństwie do Fue i jego gromady niedouczonych kolegów, zwracał wielką uwagę na aurę magiczną, próbując zorientować się w rozkładzie energii. Było to trudne, gdyż rytuał obronny zaburzał znacznie pole magiczne. Mimo to jednak wyczuł, że koncentracja magii nie znajdowała się w takim miejscu, żeby mogło to grozić rozszarpaniem jego ciała na strzępy, otworzył więc drzwi. Przekonany, że źródłem problemów był kryształ — który teraz jeszcze bardziej przypominał kwiat, gdyż jego boki rozsunęły się niczym płatki korony lotosu — posłał w jego miejsce nieco energii. Kwiatopodobny nośnik pobrał wszystko, po czym... oddał ową energię do otoczenia, przesyłając ją w przeciwną stronę. Gdy tylko Runge zdał sobie z tego sprawę, poczuł, jak mięśnie w jego nogach mimowolnie spinają się i rozluźniają niekontrolowanie. Zatoczył się, ale nie stracił przytomności. W momencie, w którym odzyskał równowagę, jego oczy dostrzegły nowy kształt na stole. Była to z pozoru zwykła kulka z brązu, leżąca dość daleko od drzwi. Po nieco dokładniejszym przyjrzeniu się, Vamir dostrzegł, iż przedmiot składał się tak naprawdę z wielu płyt połączonych ze sobą. W miejscach połączeń widać było rysy; część płyt była wciśnięta do wnętrza, część zaś wystawała nad ogólny zarys kuli. Nie budowa jednak była tym, co zwróciło największą uwagę Drugiego. Jak się okazało, to właśnie ów przedmiot promieniował wręcz energią, która podnosiła temperaturę do tego stopnia, że nad stołem unosiła się śreżoga. W dodatku im dłużej Vamir przebywał w owym pomieszczeniu, tym dziwniej się czuł. Nie słabł szybko, jednak pojawił się ból w klatce piersiowej i nudności, w dodatku niekontrolowane skurcze nie dotyczyły już tylko nóg, ale i wyższych partii. Wciąż jednak palce miał sprawne, a i całkowitej swobody ruchów nie utracił, jeśli pominąć lekkie zataczanie się.
— Panie, nie miejcie im za złe ich nieroztropności. Wszak Fue objął to stanowisko niedawno, nie chciał kłopotać co bardziej doświadczonych magów. I chociaż jego zaniedbanie jest okropne, nie wynika chyba ze złej woli, a... — z głupoty i braku odpowiednich zdolności, powinien był dodać, jednak urwał, nie chcąc narażać się nieopierzonemu kierownikowi. Tak czy siak, chociaż wypowiedź mężczyzny o kobiecej urodzie tłumaczyła nieporadność Drugiego, nawet ona nie mogła usprawiedliwić jego karygodnych błędów.
W końcu Vamir postanowił ruszyć naprzeciw przeznaczeniu. W przeciwieństwie do Fue i jego gromady niedouczonych kolegów, zwracał wielką uwagę na aurę magiczną, próbując zorientować się w rozkładzie energii. Było to trudne, gdyż rytuał obronny zaburzał znacznie pole magiczne. Mimo to jednak wyczuł, że koncentracja magii nie znajdowała się w takim miejscu, żeby mogło to grozić rozszarpaniem jego ciała na strzępy, otworzył więc drzwi. Przekonany, że źródłem problemów był kryształ — który teraz jeszcze bardziej przypominał kwiat, gdyż jego boki rozsunęły się niczym płatki korony lotosu — posłał w jego miejsce nieco energii. Kwiatopodobny nośnik pobrał wszystko, po czym... oddał ową energię do otoczenia, przesyłając ją w przeciwną stronę. Gdy tylko Runge zdał sobie z tego sprawę, poczuł, jak mięśnie w jego nogach mimowolnie spinają się i rozluźniają niekontrolowanie. Zatoczył się, ale nie stracił przytomności. W momencie, w którym odzyskał równowagę, jego oczy dostrzegły nowy kształt na stole. Była to z pozoru zwykła kulka z brązu, leżąca dość daleko od drzwi. Po nieco dokładniejszym przyjrzeniu się, Vamir dostrzegł, iż przedmiot składał się tak naprawdę z wielu płyt połączonych ze sobą. W miejscach połączeń widać było rysy; część płyt była wciśnięta do wnętrza, część zaś wystawała nad ogólny zarys kuli. Nie budowa jednak była tym, co zwróciło największą uwagę Drugiego. Jak się okazało, to właśnie ów przedmiot promieniował wręcz energią, która podnosiła temperaturę do tego stopnia, że nad stołem unosiła się śreżoga. W dodatku im dłużej Vamir przebywał w owym pomieszczeniu, tym dziwniej się czuł. Nie słabł szybko, jednak pojawił się ból w klatce piersiowej i nudności, w dodatku niekontrolowane skurcze nie dotyczyły już tylko nóg, ale i wyższych partii. Wciąż jednak palce miał sprawne, a i całkowitej swobody ruchów nie utracił, jeśli pominąć lekkie zataczanie się.